Najpierw musisz zrozumieć, że w mojej głowie nie znajdziesz ani jednej oryginalnej myśli. Jak w myśli nie ma uporczywej woni boskości, natenczas w ogóle mnie ona nie interesuje.
Można być patriotą i dalej wierzyć, że cena pewnych rzeczy jest większa od ich wartości. Spytaj matek żołnierzy, którzy zginęli na froncie, ile zapłaciły i co dostały. Zawsze się przepłaca. Zwłaszcza za obietnice. Nie ma nic takiego jak obietnica za darmo.
Ruszyli dalej asfaltową szosą w szarym świetle, szurając nogami w popiele, jeden całym światem drugiego.
Koty są szczwane, przyznał starzec. Pewnie mógł to tak samo być zwykły domowy kot. One rozszarpią wszystko co tylko znajdą. Takie już są. Domowe koty to bystrzaki. Bystrzejsze niż pies albo muł. Ludziska myślą, że one głupie, bo niczego nie idzie ich nauczyć, ale to tylko przez to, że samemu kotowi uczyć się nie chce. Za wielki z niego mądrala.
Suttree przykucnął i złapał się za głowę. Niech jakiś skurwysyn mi powie, co ja tu robię, bardzo proszę, dobrze?
Powiedział, że dla człowieka znajdującego się w niebezpieczeństwie właściwymi snami są sny o niebezpieczeństwie, a cała reszta to gnuśność i śmierć.
Czego jeszcze panu brakuje?
Starzec pokręcił głową. Lepiej zaś nie pytaj, bo się rozgadam.
Wielu rzeczy?
Nie wszystkich. Nie brakuje mi wyrywania zębów kleszczami obuwniczymi, zwłaszcza jak się ma tylko zimną wodę, coby uśmierzyć ból. Ale dawnego życia, wolności i przestrzeni tak. Wyruszałem na szlak cztery razy. To były najlepsze lata mojego życia. Najlepsze. Żyłem w drodze. Poznawałem coraz to nowe miejsca. Nie ma nic na świecie, co mogłoby się z tym równać. I nie będzie. Siadaliśmy wieczorem przy ognisku, bydło już pokładło się do snu, było bezwietrznie. Piliśmy kawę. Słuchaliśmy opowieści starych kowbojów. Ciekawych opowieści. Skręcaliśmy papierosy. Spaliśmy pod gołym niebem. Nigdzie się tak nie śpi jak na szlaku. Nigdzie.
Nie każdy musi mieć powód, żeby gdzieś być.
Otóż to, przytaknął sędzia. Nie muszą mieć powodów. Ale wskutek ich obojętności porządek nie jest bynajmniej unieważniony.
Gniew trafia się tylko w dobre dni. Prawda polega na tym, że bardzo niewiele go zostało. Prawda polega na tym, że formy, które widzę, powoli stają się pustymi skorupami. Nie mają już żadnej treści. To tylko kształty. Pociąg, mur, świat. Albo człowiek. Coś dynda w bezsensownym rozczłonkowaniu w skowyczącej pustce. Istnienia tej rzeczy nie cechuje żaden sens. Jej wymowy. Jak miałbym szukać bliskości z taką rzeczą?
Ze świata rezygnujemy włókno po włóknie. Stoicko. I pewnego dnia uświadamiasz sobie, że twoja odwaga to farsa. Że nie ma żadnego znaczenia. Że stałeś się wspólnikiem w akcie samozagłady i że nic na to nie poradzisz. Wszystko, co robisz, sprawia, że gdzieś z przodu zatrzaskują się drzwi.
Nie trzeba być prawym. Trzeba być cichym. Nie mogę mówić za Pana Boga, ale doświadczenie uczy mnie, że on mówi do każdego, kto słucha. Niech mnie, nie trzeba być prawym.
Czasem może być, że wiara to sytuacja, kiedy zostaliśmy z niczym.
Jeśli myślisz, że nie żyjesz, mogę ci powiedzieć, gdzie szukać życia.
Nie zdawałem sobie sprawy, że można skraść własne życie. I że to nie przynosi więcej pożytku, niżbyś ukradł cokolwiek innego.
Miała tak białą skórę, że ciemny trójkąt na jej podbrzuszu wydawał się wręcz obelgą.
Dola świata to wzrosnąć, rozkwitnąć i obumrzeć, ale sprawy ludzkie nie znają schyłku i szczyt możliwości człowieka zapowiada nadejście nocy. Jego duch wyczerpuje się w apogeum dokonań. Jego południk to zarazem mrocznienie i zmierzch jego dnia.
Jeden stary kowboj powiedział mi kiedyś, że nie słyszał jeszcze, żeby jaka kobieta, co się wychowała w domu z kanalizacją, była cokolwiek warta.
Posłuchaj mnie, człowieku, rzekł. Na scenie starczy miejsca tylko dla jednej bestii i żadnej innej. Przeznaczeniem pozostałych jest noc wieczna i nienazwana. Wejdą kolejno w mrok przed światłami rampy. Niedźwiedzie, które tańczą, i te które nie tańczą.
Byłem wszędzie, rzekł. To tylko jedno z wielu miejsc. Sędzia uniósł brew. Czy zostawiłeś tam świadków?, spytał. Aby po twoim wyjeździe donosili ci o dalszym istnieniu tych miejsc? Wariactwo. Czyżby? Gdzie się podział wczorajszy dzień? Gdzie są Glanton i Brown, gdzie jest ksiądz? Nachylił się jeszcze bliżej. Gdzie jest Shelby, którego zostawiłeś na pustyni na łasce Eliasa? Gdzie Tate, którego porzuciłeś w górach? Gdzie są te damy, ach, te piękne i delikatne damy, z którymi tańczyłeś na balu u gubernatora? Kiedy byłeś bohaterem pomazanym krwią wrogów republiki, której postanowiłeś bronić. A gdzie skrzypek i gdzie taniec?