Muzyka tym się różni od wszystkich innych sztuk, że nie jest odbiciem zjawiska lub lepiej: adekwatnej przedmiotowości woli, lecz jest bezpośrednim odbiciem woli samej.
Lecz tak jak na kuli ziemskiej wszędzie jest góra, tak też formą wszelkiego życia jest teraźniejszość.
Istnienie ludzkie bynajmniej nie ma charakteru daru, natomiast jest w każdym calu zaciągniętym długiem. Ściąganie go następuje w postaci ustanowionych przez to istnienie palących potrzeb, dręczących pragnień i bezmiernej nędzy. Na spłatę tego długu potrzeba z reguły całego życia, ale umorzone zostają przez to tylko odsetki. Spłata kapitału dokonuje się przez śmierć.
Widać jasno, że logika ma pewien aprioryczny, dający się określić bez żadnych empirycznych domieszek przedmiot, a są nim prawa myślenia, poczynań rozumu. Poczynania te podejmuje rozumna istota pozostawiona sobie samej i wolna od przeszkód, myśląca przeto w samotności, gdy nic jej na manowce sprowadzić nie może. Dialektyka natomiast traktowałaby o wspólnym działaniu dwóch rozumnych osób, które myślą razem, a kiedy nie zgadzają się tak, jak dwa wskazujące tę samą godzinę zegary, wtedy dochodzi do dyskusji, czyli duchowej walki.
W roli autorytetów wystąpić też mogą powszechnie żywione przesądy (...); i ludzie nawet najbardziej absurdalną opinię łatwo uznają za swoją, jeśli tylko uda się ich przekonać, iż takie jest ogólne przekonanie. Przykład wpływa i na ich myśli i na działania. Są niczym owce, które za wiodącym stado baranem pójdą wszędzie i łatwiej im umrzeć niż myśleć. Osobliwe to doprawdy, że powszechność jakiegoś mniemania tak wielkie ma dla nich znaczenie, skoro na sobie samych mogliby zaobserwować, że przyjmuje się opinie tylko mocą przykładu, a bez żadnego ich rozważenia. Tego wszelako nie dostrzegają, gdyż brak im jakiejkolwiek samowiedzy.
Prawdziwy honor naruszyć może nie to, czego się doznaje, lecz tylko to, co się czyni, każdemu bowiem może się przytrafić wszystko.
Prawda może bowiem wyniknąć z fałszywych przesłanek, aczkolwiek nigdy fałsz nie wyniknie z prawdy.
Odnajdywanie obiektywnej prawdy trzeba klarownie oddzielić od sztuki ukazywania twierdzeń jako prawdziwych.
Natura ludzka bowiem niesie to ze sobą, iż kiedy przy wspólnym myśleniu, tzn. przekazywaniu opinii, A. dowiaduje się, iż B. myśli o tym samym przedmiocie co innego niż on, to nie swoje myślenie przede wszystkim skontroluje w poszukiwaniu błędu, lecz założy go w myśli drugiego. Mówiąc inaczej, człowiek z natury swej chce mieć rację.
Na tej samej zasadzie, gdy szare ułożymy obok czarnego uzna się je za białe; gdy obok białego – za czarne.
Mówiąc krótko, myśleć potrafi niewielu, ale opinie chcą mieć wszyscy, cóż więc innego im pozostaje, jak zamiast samemu je sobie urabiać, gotowe przyjmować od innych?
Można mieć w istocie rację, a jednak nie mieć jej w oczach postronnych, czy nawet niekiedy w swoich własnych, a dziać się tak będzie w sytuacji, gdy przeciwnik obali mój dowód, co zarazem uznane zostanie za obalenie samego twierdzenia, chociażby na jego poparcie były też jakieś inne dowody.
Łatwo powiedzieć, że w trakcie sporu winno się dążyć tylko i wyłącznie do tego, aby prawdę wydobyć na jaw, tyle że właśnie nie wiadomo, gdzie też ona jest, i dlatego argumenty przeciwnika i własne sprowadzić mogą na manowce.
Ludzie mają prawo być głupimi.
Ktokolwiek dyskutuje, ten z reguły nie o prawdę walczy, lecz o własne zdanie i poczyna sobie pro ara et foci /w intencji domu i dobytku/ i per fas et nefas, a jak pokazaliśmy, inaczej nawet nie może.
Jeśli potrafimy w przeciwniku zrodzić poczucie, że prawdziwość jego przekonania wielce byłaby dla niego samego szkodliwa, porzuci je tak szybko jak nieopatrznie złapane gorące żelazo.
Człowiekowi o nic bardziej nie chodzi niż o zaspokojenie swej próżności i żadna rana nie jest tak bolesna jak ta, która zadana jest miłości własnej (to stąd pochodzą takie frazesy jak „Honor cenniejszy niż życie” itd.).
(…) człowiek jest zły z natury. Gdyby tak nie było, gdybyśmy byli z gruntu uczciwi, tobyśmy się w każdym sporze starali tylko o to, aby dojść do prawdy, nie bacząc na to, czy zgadza się ona z naszym pierwotnie wygłoszonym zdaniem, czy też ze zdaniem przeciwnika; byłoby rzeczą obojętną albo przynajmniej całkiem drugorzędną. Ale tak jak się rzeczy mają, jest to sprawa główna, wrodzona zaś próżność, tak szczególnie drażliwa na punkcie zdolności umysłowych, nie chce dopuścić do tego, aby nasze pierwotne twierdzenie okazało się fałszywe, a twierdzenie przeciwnika słuszne. Wydawałoby się wobec tego, że każdy powinien by po prostu starać się nie wysuwać innych twierdzeń jak tylko słuszne i w tym celu najpierw myśleć, a potem dopiero mówić. U większości ludzi jednak do wrodzonej próżności dołącza się jeszcze gadatliwość i wrodzona nieuczciwość. Ludzie gadają, zanim pomyślą; jeżeli zaś potem widzą, że twierdzenie ich było błędne i że nie mają racji, to pragną jednak, aby się chociaż wydawało, jak gdyby było na odwrót. Dążenie do prawdy, które bywa chyba na ogół jedynym bodźcem podczas wysuwania pozornie słusznego twierdzenia, zostaje teraz całkowicie usunięte przez próżność; co słuszne, ma się wydawać niesłusznym i odwrotnie.