Każdy człowiek powinien postrzegać siebie jako istotę, której istnienie jest konieczne.
Każdy człowiek potrzebuje stale nawet pewnej ilości trosk, cierpień lub biedy, tak jak okręt potrzebuje balastu, by płynąć prosto i równo.
Każde pożegnanie ma coś ze śmierci, każde ponowne spotkanie – coś ze zmartwychwstania.
Jest jeden aspekt, pod którym zwierzęta przewyższają człowieka – ich łagodne, spokojne cieszenie się chwilą obecną.
Jedynym mężczyzną, który nie może żyć bez kobiet, jest ginekolog.
Im dobitniej uświadamiamy sobie kruchość, nicość i zakrawający na marzenie senne status wszystkich rzeczy, tym wyraźniej jesteśmy też świadomi wieczności swej wewnętrznej istoty. Właściwie bowiem tylko w opozycji do niej poznaje się ów status rzeczy; tak jak szybkie płynięcie statku postrzegamy tylko w odniesieniu do stałego lądu, nie zaś patrząc na sam statek.
Grzeczność jest dla człowieka tym, czym ciepło dla wosku.
Gdyby cierpienie nie było najbliższym i bezpośrednim celem naszego życia, egzystencja nasza byłaby zupełnie bezsensowna.
Etyka i moralność nie zależą od takiej czy innej religii. To tylko religie przywłaszczają sobie pewne pojęcia moralne, obowiązujące w danym środowisku: sankcjonują je i głoszą.
Doniosłość teraźniejszości rzadko jest natychmiast rozpoznana; następuje to dopiero o wiele później.
Dobry styl polega głównie na tym, że ma się coś do powiedzenia.
Człowiek jest czymś więcej niż ożywioną nicością, i zwierzę także. Kto wobec tego sądzi iż jego byt ogranicza się do jego obecnego życia, uważa się za ożywioną nicość: gdyż przed 30 laty był niczym, i za 30 lat będzie znów niczym.
Czego twój wróg nie powinien wiedzieć, nie mów przyjacielowi.
Cierpienie jest istotą życia i wobec tego nie przychodzi do nas z zewnątrz, lecz jego niewysychające źródło tkwi w każdym.
Aby życie było mądre, najważniejsza jest dobrze pojęta troska, po części o naszą teraźniejszość, po części o naszą przyszłość, tak aby jedno nie było przeszkodą dla drugiego.
Staje się wtedy dla niego wyraźne i pewne, że nie zna żadnego słońca ani żadnej ziemi, lecz tylko oko, które widzi słońce, rękę, która czuję ziemię; że świat, który go otacza, istnieje tylko jako przedstawienie...
Ponieważ stan nasz jest taki, że lepiej, by go nie było, zatem wszystko, co nas otacza, nosi tego ślady – dokładnie tak jak w piekle wszystko trąci siarką – albowiem wszystko jest zawsze niedoskonałe i złudne, wszystko, co miłe, splecione z niemiłym, każda rozkosz tylko połowiczna, każda przyjemność sama się niszczy, każdy środek zaradczy, do którego uciekamy się co dzień, co godzinę w biedzie, co chwila nas zawodzi i odmawia służby, stopień, na który wchodzimy, jakże często się załamuje (…), jednym słowem jesteśmy jak Fineasz, któremu harpie kalały każdą potrawę czyniąc ją niezdatną do spożycia.
Nieustanne starania obliczone na usunięcie cierpienia nie dają nic poza zmianą jego postaci. Pierwotnie jest nią brak, nędza, troska o zachowanie życia. Jeśli udało się wyrugować ból w tej postaci, co bardzo trudne, to natychmiast pojawia się on w tysiącu innych (...). Jeśli nie może pojawić się w żadnej innej postaci, to przychodzi wreszcie w smutnej, szarej szacie przesytu i nudy (...). Jeśli wreszcie uda się tę spłoszyć, to trudno będzie nie wpuścić znowu cierpienia w jednej z poprzednich postaci i w ten sposób taniec zaczyna się od początku.