Znam swoją wartość, tego nauczył mnie mąż. W pewnym momencie chciałam pokazywać ludziom, że jestem pracusiem, że dużo robię. Teraz wiem, że nie muszę nic nikomu udowadniać. A jak się zmieniłam? Mądrzej podchodzę do życia. Na pewno, i to mówię w naszym wspólnym imieniu, nie zmieniamy się. Zawsze szanujemy to, co dał nam los, staramy się pomagać innym ludziom.
Karate to jednak trudny sport, przepisy czasami są niezrozumiałe dla osób spoza tej dyscypliny. Aż cztery razy miałam złamany nos, kiedyś pewnie czeka mnie prostowanie przegrody.
Chodziłam w dziurawych butach. Pomagał nam Caritas.
Priorytetem jest dla mnie małżeństwo, a Robert jest najważniejszą osobą w moim życiu. Kocham to, co teraz robię, moją pracę i tysiące nowych pomysłów. Ale jeśli dla dobra naszego związku i dzieci będę musiała zostać w domu - zostanę - uśmiecha się w „Rossmanie”.
Robert od początku wydawał mi się sympatycznym mężczyzną, ale fascynacja nie przyszła od razu. Najpierw spotkaliśmy się na obozie przed rozpoczęciem studiów na AWF, we wrześniu. Tam jeszcze nie wydarzyło się nic specjalnego. W październiku, kiedy zaczął się rok akademicki, oboje - jako profesjonaliści - mogliśmy wybrać sobie dowolną grupę, żeby zgrać zajęcia z treningami. Tak się złożyło, że wybraliśmy z Robertem tę samą. No i zaiskrzyło.
Na pewno wrócimy z Robertem do Polski, bo jesteśmy rodzinną i tradycyjną parą. Kochamy Mazury – w tym roku spędziliśmy tam wakacje.
Ludzie nie dają sobie możliwości marzyć, szczególnie w naszym kraju, wstydzą się i boją swoich marzeń.