Wybaczyć trzeba każdemu wszystko, tak mówi Ewangelia i ja to szanuję. Nie umiem trzymać urazy przez chwilę. Jedynie sobie nigdy nie wybaczam. Natomiast jeśli chodzi o większą tolerancję, to zwykle zachowujemy ją dla kogoś, kto jest słabszy, ma mniejsze możliwości.
Ale pamiętajmy, że w treści każdej religii zawarte jest coś w rodzaju miłości do bliźniego (w religii chrześcijańskiej oczywiście najmocniej). I to może być pomost – zbliżenie, choć bywa, że jest dokładnie odwrotnie.
Hostia, rzecz najwyższa znajduje się w niezliczonych kościołach; wprawdzie Chrystus jest w niej przemieniony w jednostkową obecność, ale jest to obecność li tylko ogólna, a nie ta ostateczna w konkretnym miejscu w przestrzeni. Ta obecność przeminęła wprawdzie w czasie, ale jako przestrzenna i w przestrzeni konkretna istnieje ona nadal jako doczesna. Otóż ta doczesność [czyli ziemia święta] jest właśnie tym, czego brak chrześcijaństwu, tym, co musi ono jeszcze zdobyć.
Grób jest prawdziwym istotnym punktem zwrotnym, w grobie kończy się i zanika cała próżność świata zmysłowego. Nad Świętym Grobem przemija wszelka próżność ludzkich wyobrażeń, a pozostaje tylko surowość powagi. Grób jako negacja tej oto konkretności, jako zaprzeczenie zmysłowości staje się punktem zwrotnym i zrozumiany zostaje sens słów: „Ty byś przecież nie dopuścił, aby Twój święty zginął”. W grobie tym chrześcijaństwo nie miało znaleźć swej najwyższej prawdy. Otrzymało ono tam raz jeszcze odpowiedź jaką usłyszeli uczniowie, gdy szukali tam ciała Pańskiego: „Dlaczego szukacie żywego między umarłymi? Nie ma Go tu, zmartwychwstał”. Zasady waszej religii powinniście szukać nie w pierwiastku zmysłowym, nie w grobie wśród umarłych, lecz w żywym duchu, w sobie samych (...). Chrześcijaństwo odnalazło w Ziemi Świętej pusty grób, a nie zespolenie pierwiastka ziemskiego z wiekuistym, i dlatego ją, Ziemię Świętą, utraciło.
Główną sprawą jest tu to, że objawienie się Boga zostaje upostaciowione w czymś konkretnym, że hostia, a więc konkretny przedmiot, doznawać ma czci boskiej. Kościół mógłby się zadowolić tą zmysłową obecnością Boga; ale skoro tylko zgodzono się na zewnętrzną obecność Boga, zewnętrzność ta staje się nieskończenie rozmaitą, ponieważ potrzeba tej zewnętrznej obecności jest nieskończona. (...) W ten sposób katolicka doktryna transsubstancjacji staje się zarzewiem chrześcijańskiej formy pogaństwa, czyniącej ze świata arenę bezustannej nadprzyrodzonej interwencji, przypominającej relacje między bogami i ludźmi w greckim eposie. Wszędzie więc, w zjawiskach wyróżnionych wyższą łaską, jak stygmaty Chrystusa itd., będziemy mieli do czynienia z obecnością spraw niebieskich, a boskość w poszczególnych wypadkach objawiać się będzie w cudach. Toteż Kościół jest w tych czasach światem cudów, a dla nabożnej gminy wiernych byt naturalny nie jest czymś ostatecznie pewnym.
Szatan nie może istnieć bez Boga, ani Bóg bez szatana, dlatego go stworzył.
Z Dziesięciorga Przykazań wysnułem jedenaste: zwięzłość.
Strzeżcie się tych botaników, co twierdzą, że drzewo poznania rodzi korzenie zła.
Są nie tylko anioły-stróże, są i szatany-stróże.
Gdyby Ewangeliści ożyli, wzięliby takie tantiemy za swe Ewangelie, że z łatwością mogliby na ziemi urządzić Królestwo Boże.
Dionizos przeciw Ukrzyżowanemu!
Los chrześcijaństwa tkwi w konieczności, że wiara jego musiała sama stać się tak chora, niska i wulgarna, jak chore, niskie i wulgarne były potrzeby, które zadawalać miała.
Chrześcijaństwo pozbawiło nas żniwa kultury starożytnej, później znów pozbawiło nas żniwa kultury islamu.
Chrześcijaństwo jest buntem wszystkiego, co pełza po ziemi, przeciw temu, co ma wyżynę.
Chrześcijaństwo, dotychczas było największym nieszczęściem ludzkości.
Anarchista i chrześcijanin jednego są pochodzenia.