Jestem człowiekiem, który jeśli mówi tak, to jest tak, jeśli mówi nie, to jest nie, a jeśli nie mówię nic, to albo nie mogę, albo nie chcę powiedzieć prawdy.
Bóg patrzy w moje serce. Widzi i zna moje intencje oraz zamiary, które są czyste i rzetelne. Jedynym moim celem jest wolna, sprawiedliwa i wielka Polska.
Cała ta sprawa interesowała mnie zresztą bardzo, a zawsze lubiłem przemawiać publicznie. Łatwość przemawiania, datująca się jeszcze z czasów młodości, okazała się wiele lat później bardzo cenna w mojej karierze politycznej.
Z tego gimnazjum wyniosłem dużo dobrej nauki, miłe wspomnienia i charakter.(...) Nie robiliśmy różnic między sobą z powodów narodowych czy rasowych. Nie wyszliśmy z ław szkolnych wrogami ani Żydów ani Rusinów. Wprost przeciwnie. Z gimnazjum nie wyniosłem szczypty antysemityzmu, zaś do Rusinów, późniejszych Ukraińców, więcej niż sympatię.
Wierzę głęboko, że tylko uświadomienie, tylko organizacja społeczeństwa, tylko dobrobyt masy pracującej, tylko godność obywatelska i walka prowadzona środkami godziwymi i prawnymi mnożą siły społeczeństwa wewnątrz państwa, a zagranicą budzą zaufanie i wzmacniają nasz kredyt.
Pracowałem całe życie z robotnikami. Im zawdzięczam, że praca moja nie poszła na marne, ku nim z ostatnią myślą się zwracam, żegnając się z nimi. Mam nadzieję niezłomną, że życie ich stanie się lżejsze, że będą silni i zdrowi moralnie, że urzeczywistnią wspólne ideały. Żegnam towarzyszy i przyjaciół, z którymi tyle współpracowałem wspólnie, i proszę ich o życzliwą pamięć dla tych wspólnych wysiłków. Wszystkich proszę o przebaczenie mych błędów i niepamiętanie cierpień, które im w życiu wyrządziłem. Myśl o śmierci dawno już jest dla mnie początkiem wyzwolenia.
Drohobycka atmosfera wzywała mnie do buntu. Brutalność złowrogich szubrawców, którzy robili wówczas karierę w Drohobyczu była tak jawną i publiczną, że nie trzeba było zaiste być socjalistą, ażeby znienawidzić tę zbrodniczą „produkcję”, ugruntowaną na naturalnych skarbach matki ziemi i na bezgranicznym wyzysku kilku tysięcy rusińskich chłopów, kopiących wosk ziemny w Borysławiu.
Ja nie wiem, czy jest sens. Wiem tylko, że jest mus.
Nie na Saskim Placu chwały nabyłem i nie na nim tracić ją myślę.
Możliwe, ale tym krokiem doszedłem z Madrytu do Moskwy.
Jestem chyba jedynym politykiem, który zajmował bardzo wysokie stanowiska w poprzedniej Polsce i bardzo wysokie stanowiska w nowej Polsce.
Dwie koleżanki posłanki (Izabela Jaruga-Nowacka, Jolanta Szymanek-Deresz), marszałek Szmajdziński. Wczoraj składałem mu życzenia z okazji 58 rocznicy. Pytał mnie jak to jest, kiedy przekracza się sześćdziesiątkę. Powiedziałem mu, że niedługo się przekona. (...) Znaliśmy się od wielu wielu lat. Zawsze w moim życiu był obecny, życiu politycznym. Trudno mi się oswoić, że jego już nie ma. Cały czas mam wrażenie, że go usłyszę, albo do niego zadzwonię. Zresztą jak się dowiedziałem, że ten samolot się rozbił i że on był na pokładzie, to wziąłem telefon i zadzwoniłem do niego z nadzieją, że to nieprawda. Ale niestety jego komórka milczała.(...) Pamiętajmy, że ludzi nie można zastąpić. Już nie będzie drugiego Lecha Kaczyńskiego, nie będzie Jerzego Szmajdzińskiego.
Taką największą życiową radiową satysfakcję miałem, kiedy był czas kartek benzynowych i podjechałem na stację swoim pierwszym w życiu samochodem – „maluchem” i tankowałem benzynę. Podszedł do mnie pan ze stacji benzynowej i powiedział: „Wie Pan, co? Nie wyrwę Panu kartki to jest w prezencie od mnie”. Ja mówię: „dlaczego”?, „bo mój ojciec, kiedy Pan relacjonuje mecze w radiu uzyskuje wzrok”. Myślę, że to było największe wyróżnienie.
To było coś niesamowitego, stanowiłem. Byłem szczęśliwy. Wojtek Skupień złapał mnie i podniósł do góry. Podbiegli inni członkowie naszej ekipy, wszyscy mi gratulowali. Spełniło się moje kolejne marzenie, nie zapomnę tego nigdy. Na ryneczku w Lahti, na specjalnie ustawionej scenie, w blaskach świateł i przy asyście tysięcy ludzi zabrzmiał Mazurek Dąbrowskiego. Widziałem biało – czerwone flagi, kibiców. Bardzo się wtedy wzruszyłem.
Przy kibicowaniu innym sportowcom czuję się bardzo dumny. Polak potrafi wygrywać i możemy wspólnie przeżywać radość.
Polski hymn kojarzy mi się przede wszystkim ze zwycięstwem. Na pewno każdy sportowiec potwierdzi moje słowa.
Nie boję się użyć słów, że to najlepszy trener na świecie. Potrafi znaleźć się w każdej sytuacji. Jest w stanie dopasować trening do indywidualnych potrzeb zawodnika. Gdyby nie on – pewnie już wcześniej zakończyłbym karierę, a na pewno nie odniósł takich sukcesów.
Doradców jest wielu. Jedna pani twierdziła, że mamy w domu żyły wodne. Ktoś inny mówi, że przed każdym skokiem powinienem zrobić przysiad.
Trzeba używać wyobraźni, swoich umiejętności i nigdy nie przestawać. Nie rezygnować z marzeń i być zmotywowanym. Warto mieć marzenia i dążyć do ich realizacji. Jestem na to najlepszym przykładem.