Byłem sportowcem na profesjonalnym poziomie. Kiedy grasz za pieniądze, jest to całkowicie inny poziom.
Madison Square Garden, listopad 1984. Nie przypominam sobie strachu w ringu, wiedziałem, że potrafię walczyć. Ale przeżyłem wielki szok. Postawili mnie przed tym szorstkim, twardym, doświadczonym wteranem o imieniu Lionel Byarm. Przetestował mnie do granic możliwości, ale byłem walczyłem z sercem i ostatecznie zwyciężyłem. Niezapomniana historia w mojej pierwszej walce.
Bo szczerze mówiąc, już w wieku nastoletnim wiedziałem, czego chcę, i nie ulegałem pokusom. Wiedziałem, że kiedy rano mam trening, to wieczorem nie mogę imprezować. Zabawa albo sport – wybór był dla mnie jasny.
Trzeba się usunąć i zająć rodziną. Nie chciałbym, żeby w ringu coś mi się stało, mam dla kogo żyć. Zrobiłem dużo dla polskiego boksu, ale sport się zaczyna i się kończy.
Surfowanie łagodzi mnie, to zawsze było dla mnie swego rodzaju doświadczenie Zen. Ocean jest tak imponujący, spokojny, wspaniały. Reszta świata dla mnie znika kiedy jestem na fali.
Gdybym miał oglądać Formułę 1 w telewizji, to chyba bym zasnął.
Ludzie, którzy mnie oglądają przypominają widzów na meczu tenisowym. Z tą tylko różnicą, że ich głowy nie poruszają się z lewa na prawo, lecz z dołu do góry.
Zrobiłem to i teraz wiem, że Dakar jest jak choroba, jak narkotyk - uzależnia od pierwszego razu i nie można się z niego wyleczyć.
Dla mnie oglądanie sportu w telewizji byłoby torturą.
Grać niesamowicie. To jest bardzo trudne. To totalne wyzwanie pod względem mentalnym jak i fizycznym.
Wystawiony język to mój specjalny wkład w rozwój tej gry. Nigdy wcześniej nie widziałeś niczego podobnego i prawdopodobnie nigdy już nie zobaczysz.
Gram w koszykówkę, ponieważ kocham to robić. To, że dostaję za to pieniądze, to po prostu szczęśliwy przypadek.
Nigdy w życiu nie zdobyłem złotego medalu olimpijskiego, ale jestem przekonany, że znam wszystkie jego tajemnice tak, jak pacjent czekający w poczekalni do dentysty wie o bormaszynie tyle samo albo i więcej od tego, który właśnie szczęśliwie zakończył wizytę.
Ja kibicem nie jestem – przeciwnie: brzydzę się piłką.
Gdy znalazłam się w pierwszej setce tenisistek, dziennikarze, głównie zagraniczni, dziwili się: „Jesteś w pierwszej setce WTA (Women’s Tennis Association) i dalej chodzisz do szkoły?”. Matura to w tenisowym świecie wyczyn. A mnie się udało. Na studia się wybieram, ale jeszcze nie wiem na jakie. Na razie nie mam do tego głowy. Może AWF?
Codzienność tenisisty naprawdę przypomina życie zakonnicy. Przez lata panuje ta sama reguła, od której nie może być odstępstw. Nawet jeśli masz gorszy dzień, nie możesz nie pójść na kort. Nie może nie chcieć ci się grać. Mój świat jest zupełnie inny niż świat moich rówieśników.
To świetnie jeśli nasi rywale nas nie doceniają, to najlepsze co może Ci się przytrafić. Jestem bardzo wdzięczny naszym krytykom, którzy są najlepszą motywacją do zmian, aby robić coś inaczej.
Nasze życie to boks ale naszczęście nie tylko boks.
Nie należę do takich osób żeby żeby przegrywali walki już w szatni. Ja zawsze jestem wiesz przygotowany fizycznie, psychicznie do każdej walki. Wiadomo jeszcze nie walczyłem z takim zawodnikiem jak kliczko, ale od paru parunastu lat odkąd uprawiam ten sport, psychicznie już nastawiałem się do takiej walki, już jestem gotowy do podjęcia rękawic i walki z takim zawodnikiem.
Jestem sportowcem i jestem stworzony do rywalizacji.