W życiu wygrywają ci, którzy potrafią zachować dystans do siebie. Nie traktują siebie zbyt poważanie.
Czuję, że moje życie jest farsą, życie w ogóle jest farsą. Szczególnie w tym kraju.
Męskocentryczności jest w naszym życiu bardzo dużo, w dodatku my, kobiety, mamy ją też w głowie. W moim myśleniu o tym ważny jest podział zaadaptowany przez Junga ze starożytnej filozofii chińskiej: dwa uzupełniające się rodzaje energii – męska i kobieca, yin i yang. (...) Ale naszą kulturę zdominowała energia męska, czyli tryb myślenia, według którego ważne jest np. tylko to, żeby szybko dojechać do celu, a nie to, jaką drogą.
Nagrałem dla UKF w III Programie radia moje piosenki. Nie podobało mi się, że zaczęli je nadawać za często. Nie można, bo mnie zniszczą. To tak jak z przejechanym na szosie kotem: przejechany 730 razy przestaje być kotem, staje się asfaltem. Puścisz sto razy piosenkę, to jest zagłada. Piszę, moim zdaniem, fantastyczny tekst, w prostocie swej bezbłędny, zaśpiewany trzy razy dziennie jest stracony. W życiu ważne są proporcje, dystans, wszelka przesada jest zagładą.
To prawdziwe błogosławieństwo zapomnieć przez innych o sobie.
Chociaż to banał, mam wrażenie, że w życiu wszystko zatacza koło.
Nie jestem moimi myślami, emocjami i postrzeganiem zmysłowym ani doświadczeniami. Nie jestem treścią mojego życia. Jestem życiem. Jestem przestrzenią, w której wszystko się wydarza. Jestem świadomością. Jestem TERAZ. Jestem.
Czuć się zawsze można długowiecznym, ale nigdy nie wiadomo, co cię tak naprawdę w życiu czeka.
W życiu bardzo ważne są rzeczy niewymierne: atmosfera domu, ideały i przykłady, jakie przekażą nam bliscy. Tak wiele nauczyłam się od ludzi, wśród których toczyło się moje życie, tak wiele im zawdzięczam…
Pochodzę ze szkoły myślenia, w której jeśli nie potrafisz sobie czegoś załatwić, to nikt ci nie pomoże.
Zdaje mi się, że ludzie są tak dobrzy dla mnie, jak ja dla nich. Ale bardzo często okazuje się, że tak mi się tylko wydaje.
Najważniejszą rzeczą jest żyć bajecznym życiem. Dopóki jest bajeczne, nie obchodzi mnie, jak długo trwa.
Moje życie ma wartość dopiero wtedy, kiedy jest takie, jakie chciałabym aby było. Wolałabym nie zmarnować swojego życia, wolę je narażać.
Znam swoją wartość, tego nauczył mnie mąż. W pewnym momencie chciałam pokazywać ludziom, że jestem pracusiem, że dużo robię. Teraz wiem, że nie muszę nic nikomu udowadniać. A jak się zmieniłam? Mądrzej podchodzę do życia. Na pewno, i to mówię w naszym wspólnym imieniu, nie zmieniamy się. Zawsze szanujemy to, co dał nam los, staramy się pomagać innym ludziom.
Priorytetem jest dla mnie małżeństwo, a Robert jest najważniejszą osobą w moim życiu. Kocham to, co teraz robię, moją pracę i tysiące nowych pomysłów. Ale jeśli dla dobra naszego związku i dzieci będę musiała zostać w domu - zostanę - uśmiecha się w „Rossmanie”.
Dla mnie wszystko jest wspaniałe. Życie jest wspaniałe.
Będę popełniała błędy. Będę odnosiła sukcesy. Będę czuła, że żyję.
Bo czy w życiu zawsze chodzi o fajerwerki? Odpowiadam – nie, jeżeli widziało się ich już tysiące. Moim Everestem jest mój dzisiejszy dzień. I jutrzejszy też nim będzie.
Gdy teraz widzę kobiety, które w obłąkaniu pędzą przez życie, chcą ze wszystkim zdążyć i we wszystkim osiągnąć mistrzostwo, myślę: "Boże, ja też tak robiłam". Wydawało mi się, że od nadmiaru wyzwań czegoś mi przybędzie, ale niestety przybywało jedynie kłopotów, a ubywało sił.
Byłem ochroniarzem /w lokalu rozrywkowym/ przez dziewięć lat, to było wszystko co umiałem - moim treningiem było nie gadać za dużo. To jest nadal mój sposób myślenia: siedzieć cicho, oglądać się za plecy, i pracować do upadłego.