Autorzy nie zadają sobie trudu, by trafnie nazwać swoje dzieło. Gdy już taki nic już wymyśleć nie może pisze: "Zbiór nowel" lub "Dwa tuziny opowiadań", chociażby nawet do tych dwóch tuzinów pięciu brakowało.
Strzeż się tego, kto czytał tylko jedną książkę.
Co dzień z pamiątką nudnych postaci i zdarzeń
Wracam do samotności, do książek - do marzeń,
Jak podróżny, śród dzikiej wyspy zarzucony,
Co rana wzrok i stopę niesie w różne strony,
Azali gdzie istoty bliźniej nie obaczy,
I co noc w swą jaskinię powraca w rozpaczy.
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany.
W którąkolwiek stronę się obrócisz, nigdzie nie masz słuszności. Jeżli mój utwór jest dobry, sprawi ci przyjemność; jeśli zły, nie wyrządzi szkody. Niemasz niewinniejszej książki, niż książka licha. Ot, spisuję sobie, dla rozrywki, pod przybranemi imionami, własne wasze błazeństwa; wasze głupstwa mnie śmieszą, was zaś moja książka złości. Czytelniku, jeśli mam rzec szczerze, uważam, że, w tym wypadku, nie ja, z nas obu, odgrywam brzydszą rolę. Jakżeż byłbym szczęśliwy, gdyby mnie równie łatwo było ubezpieczyć się od twego łajdactwa, jak tobie od nudy i niebezpieczeństwa mej książki!
„Sklepy cynamonowe” dają pewną receptę na rzeczywistość, statuują pewien specjalny rodzaj substancji. Substancja tamtejszej rzeczywistości jest w stanie nieustannej fermentacji, kiełkowania, utajonego życia.
Bo zwykłe książki są jak meteory. Każda z nich ma jedną chwilę, moment taki, kiedy z krzykiem wzlatuje jak feniks, płonąc wszystkimi stronicami. Dla tej jednej chwili, dla tego jednego momentu kochamy je potem, choć już wówczas są tylko popiołem. I z gorzką rezygnacją wędrujemy niekiedy późno przez te wystygłe stronice, przesuwając z drewnianym klekotem, jak różaniec, martwe ich formułki.
Pisząc o romantyczności, to jedynie mieliśmy na celu, aby raz jeszcze zwrócić uwagę światłych rodaków na tę nową gwiazdę, której wschód na widnokręgu naszej poezji i literatury tyle pism po części gruntownymi, po części bezzasadnymi dostrzeżeniami pamiętnym uczyniło i gdy jedne uważały ją za piśmienny potwór zagrażający bliskim upadkiem temu wszystkiemu, co dotąd według ich przekonania było chwalebnym i nienagannym, inne zaś ze zbyt niskiego stanowiska jej wartość ceniły: my, nie dzieląc przekonania ani zaczepnej, ani odpornej strony, uważać będziemy romantyczność za fenomen dobroczynny, którego wpływ nie tylko przeistoczy lecz, właściwie mówiąc, stworzy narodową literaturę.
Dzieje nauk i literatury są najpiękniejszą częścią historii narodów.
Książką można czytelnikowi głowę, owszem przemeblować o tyle, o ile jakieś meble już w niej przed lekturą stały.
Nikt nic nie czyta, a jeśli czyta, to nic nie rozumie, a jeśli nawet rozumie, to nic nie pamięta.
Jeśli wartość utworu mierzyć natchnieniem, to powstaje z kolei pytanie, czym mierzyć wartość natchnienia.
Kobieta jest jak książka. Przeglądając, zawsze się na coś natrafi.
Najmniejsza książeczka nasuwająca piękne myśli i szlachetne uczucia, więcej jest warta od wszystkich zakurzonych ksiąg mądrości i traktatów naukowych.
Gombrowicz, który jest dla mnie ideałem ostrego pisania, twierdził w „Dziennikach”, że literatura jest damą surowych obyczajów i nie lubi, jak jej się zagląda pod spódnicę. Pisarz powinien być dotkliwy. Stąd moja krytyczna ocena tego, co się dziś nazywa satyrą. To nie jest satyra robiona z przesłaniem, żeby coś zmienić, tylko po to, żeby dostać brawa i zainkasować pieniądze. Ale mam też faworytów: łodzianina Andrzeja Poniedzielskiego i Artura Andrusa.
Dobre książki nie zdradzają od razu wszystkich swoich tajemnic.
Gdyby ludzie więcej czytali, rzadziej sięgaliby po broń.
Szkoda, że w polskiej literaturze role kobiet są jedynie tłem dla głównych ról męskich.