W nagrodę cierpień niebo miłość dało.
Nie ludzie nami rządzą, lecz własne słabości.
Tu mieszkamy jakby sowy;
Lecz co gorsza, że połowy
Drugiej zamku – czart dziedzicem.
Czy inaczej: Rejent Milczek;
Słodki, cichy, z kornym licem,
Ale z diabłem, z diabłem w duszy!
Prędko zniknie każda trwoga,
Gdy w miłości wzrok utonie.
Od powietrza, ognia, wojny,
I do tego od człowieka,
Co się wszystkim nisko kłania -
Niech nas zawsze Bóg obrania.
O, płci piękna, luba, droga!
Twoja radość, twoje żale
To jeziora lekkie fale:
Jedna drugą ciągle ściga,
Ta się schyla, ta się dźwiga,
Ale zawsze w blasku słońca,
Zawsze czysta i bez końca! -
A my, dumni władcy świata,
Mimo siebie pochwyceni,
Za tym cieniem co ulata,
Całe życie, z chwili w chwilę
Przepędzamy jak motyle.
Niechże będzie dziś wesele,
Równie w sercach, jak i w dziele.
Niech się dzieje wola nieba,
Z nią się zawsze zgadzać trzeba.
Ja – z nim w zgodzie? – Mocium Panie,
Wprzódy słońce w miejscu stanie!
Prędzej w morzu wyschnie woda,
Nim tu u nas będzie zgoda.
Hej! Gerwazy! daj gwintówkę,
Niechaj strącę tę makówkę!
Gdzie na skale gród kamienny,
Gdzie działami mur brzemienny,
Gdzie bagnetów ostre wały,
Gdzie sklepienie z dzid i szabli.
Tam był Papkin – lew zuchwały!
Strzelec boski! rębacz diabli!
Widzieć ciebie jedną chwilę,
Potem spędzić godzin tyle
Bez twych oczu, twego głosu —
I mam chwalić hojność losu!
Bliskie nasze pomieszkania,
Bliższe serca – ach, a przecie
Tak daleko na tym świecie.
Acz i starość bywa żwawa,
Wżdy wiek młody ma swe prawa.
A, bezbożny ty języku!
I tyrkotny, i kłamliwy.
Z kobietą nie ma żartu
w miłości czy w gniewie,
co myśli, nikt nie zgadnie,
co zrobi, nikt nie wie.
Ach, mój Gustawku, wszak ty szukasz żony;
Chciałżebyś taką, co ściga oczyma,
Jakby wołała: "Kto kogo przetrzyma"?
Lub tę, co spojrzy i westchnie przed siebie,
Jakby szeptała: "Poszłabym za ciebie"?
Znam dobrze mężczyzn, ten ród krokodyli.
Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną,
nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną.